Hospicjum dla Kotów

Hospicjum dla Kotów

Domowy azyl dla zwierząt starych, niepełnosprawnych, przewlekle i terminalnie chorych, nieadopcyjnych. Tu zapewnia się godne życie do końca.

W 2001 roku Agnieszka Szubert przygarnęła pierwszego kota, potem drugiego… Po siedmiu latach pomagania wyspecjalizowała się w trudnych przypadkach i narodził się pomysł hospicjum, które jako organizacja pozarządowa działa od 2012 roku. Dziś mieszka w nim 70 kotów. Poza ciężko chorymi są takie, które „tylko” straciły w wypadkach łapy, mają amputowane uszy czy muszą nosić pieluchy.

Trafiają tu też niesamodzielne kocięta. Całe to stado przebywa w domowych warunkach, praktycznie bez klatek, pod troskliwą opieką. Żadne życie nie kończy się tutaj w samotności. Nawet gdy nie da się zwierzęcia wyleczyć (to przecież hospicjum) pani Agnieszka robi wszystko, co można, by ulżyć cierpieniu i aby było mu u niej jak najlepiej. Pod jej troskliwą opieką stare zwierzaki młodnieją. Niektóre koty spędzają w hospicjum całe życie, tak jak Dydek, który trafił tu w 2003 roku jako kociak, a odszedł 13 lat później.

Pani Agnieszka długo działała sama i nadal przedkłada bezpośrednią pracę z kotami nad siedzeniem w papierach. Nazywa siebie prezesem od kuwet – bo uważa, że najpierw trzeba samemu sprzątać kuwety (obecnie jest ich 26), a dopiero potem można zostać prezesem fundacji. Aby jeszcze lepiej rozumieć swoich podopiecznych, ukończyła trzy lata temu psychologię zwierząt. To była jedna z nielicznych okazji, by opuścić hospicjum choć na jeden dzień. Na ostatnich tygodniowych wakacjach pani Agnieszka była 14 lat temu… Ta jej ciągła obecność i dostępność dla wszystkich podopiecznych, którzy oprócz leczenia i opieki potrzebują czułości, czyni to miejsce niezwykłym. Oczywiście wymaga to wypracowania pewnych kompromisów – i większość członków stada się do tego stosuje, np. nie budzi opiekunki o 4 rano. Ona za to pogodziła się z tym, że mówienie sobie „dobranoc” trwa około godziny. Szczególnie kocięta szturchają pyszczkiem twarz, wkładają wąsy do nosa, łaskoczą i nie dają zasnąć. Albo wplątują się we włosy. Trwają więc negocjacje: Dobrze, ja cię będę głaskać, ale ty mi nie rób tego czy tamtego.

Pani Agnieszka już w młodości chciała studiować weterynarię. W okolicy nie było jednak tego kierunku, więc poszła na… filozofię. Jednak powołanie do pomagania zwierzętom okazało się silniejsze. Jej babcia mawiała, że coś w życiu trzeba wybrać. Wkrótce pani Agnieszka stanęła przed kolejnym wyborem: czy chce się zajmować, jak to nazywa, „tuningowaniem” przygarniętych kotów, czyli doprowadzaniem ich do stanu adopcyjnego i adopcjami, czy poświęcić się tym, które nigdy do adopcji nadawać się nie będą. Wybrała to drugie, bo uznała, że właśnie w tym sprawdzi się najlepiej.

Swój głos można oddać na stronie www.psy.pl/glosowanie-sdz.

8 komentarzy

Post a Comment